Cel: Estonia
Trudność: Łatwa
Czas: 6 dni
Dystans: ok. 1000 km
Estonia była ostatnim terenem, na który wjeżdżaliśmy. Zdecydowanie najmniej zaludnionym i najbardziej mogliśmy na nim obcować z naturą. Kraje bałtyckie nie należą do takich, które serwują nam dużo atrakcji i bardzo zróżnicowanych, są one raczej jednostajne i podobne do siebie. Dostęp do morza w wielu miejscach jest ograniczony zatokami, ale ich stolice zapierają dech w piersi. Zatoka Fińska i Tallin to miejsca, które chciałabym zobaczyć jeszcze raz.
Etap 1. Ryga- Parnawa- Saarema- Kuressaare- Talin
Z Rygi wyjechaliśmy rano na wyspę należącą do Estonii- Saaremę. Przejeżdżając wzdłuż wybrzeża Łotwy i Estonii po drodze zatrzymaliśmy się w miejscowości Parnawa, gdybym wcześniej wiedziała, że to będzie jedyne tak wspaniałe miejsce na całej naszej trasie gdzie warto wskoczyć do morza szczególnie z małymi dziećmi to zostałabym tu na noc. Plaża tam była piękna, piaszczysta a zatoka płytka do kolan prawie po horyzont.
Wiem, że dla amatorów pływania to nie brzmi zachęcająco, ale uwierzcie dla dzieci to był raj na ziemi, a woda tam była ciepła jak w żadnym miejscu na północy jakie widziałam, zarówno w Polsce jak i w Krajach bałtyckich.
Z Parnawy udaliśmy się na prom, który podczas półgodzinnej drogi zabrał nas na mniejszą z wysp Estonii Muhu,
mieliśmy tam w Lõunaranna Harbour Accommodation jeden z najfajniejszych noclegów.
W Simisti spędziliśmy dwie noce.
Na drugi dzień po przyjeździe chcieliśmy wsiąść w auto i przedostać się na Saaremę. Tak też zrobiliśmy. Udaliśmy się najpierw zobaczyć krater po uderzeniu meteorytu w Kalli.
Ciekawostką jest to, że w Europie są tylko trzy kratery uderzeniowe, które mają średnice mniejszą niż kilometr i dzięki temu jest możliwa ich obserwacja, a jeden z nich można z zobaczyć w Polsce w Rezerwacie Morasko. Z Kalli przemieściliśmy się do stolicy wyspy – Kuressaare, a tam zwiedziliśmy otoczony fosą Zamek Biskupi
i już w deszczu ruszyliśmy zobaczyć resztę tej części Estonii, ale niestety ulewa była tak duża, że tylko raz wysiedliśmy z auta.
Przez to, że padało zdecydowaliśmy się przedłużyć nasz pobyt na Saaremie do południa następnego dnia i dzięki temu zrobiliśmy bardzo przyjemną wycieczkę rowerową obejmującą trasę 50 km i pozwalającą na podglądniecie lokalnego społeczeństwa.
Tego samego dnia wieczorem byliśmy już w Tallinie.
Etap 2. Tallin
Tallin oczywiście zwiedziliśmy na…rowerach
i tak jak Wilno mnie urzekło, a w Rydze się zakochałam tak do Tallina zapałałam miłością od pierwszego wjazdu do tego miasta. Jego tarasy widokowe, maleńkie uliczki
i położenie nad samym morzem sprawiło że mogłabym po nim krążyć z aparatem godzinami.
Tallińskie Stare miasto,
Sobór św. Aleksandra Newskiego,
Lennusadam czyli muzeum marynarki mieszczące się w starych hangarach hydroplanów.
oraz Platforma widokowa Kohtuotsa to miejsca wręcz obowiązkowe.
Etap 3. Tallin- Laahema- Narwa
Z Tallina udaliśmy się do Parku Narodowego Laahema.
Dojechaliśmy na najdalej wysunięty półwysep i tam postanowiliśmy zostać na dłużej biwakując przy samej linii wody.
Ognisko, wieczorny zachód słońca
i spacer w morskiej bryzie
zdecydowanie wprawił nas w dobry nastrój…a dzieci spały jak susły. Następnego dnia wybraliśmy się do położonej na granicy z Rosją Narwy, przystanek po drodze zdecydowaliśmy się zrobić nad wodospadem Jagala,
który nazywany jest Estońską Niagarą. Woda spada tam z wysokości 8m i na długości nawet do ok. 70m. Z ciekawostek Jagala jest częścią Bałtyckiego Klintu a jest on progiem strukturalnym płyty wschodnioeuropejskiej, którą potem będziemy mogli jeszcze zauważyć nad Zatoką Fińską. Natomiast Narwa, nawet nie wiem co mam powiedzieć, nie zachwyciła nas, a wręcz rozczarowała dziś myślę, że pod jednym względem nie była warta tej drogi, ale gdyby nie to, to nie zobaczylibyśmy wodospadu Valaste i klifów wokół.
Etap 4: Narwa- Valastu- jezioro Peipus- Tartu -Kieś
W drodze z Narwy potrzebowaliśmy noclegu i zatrzymaliśmy się w prawie pustym zajeździe Valaste Guest house zaraz przy wodospadzie Valaste. Było to trochę opuszczone miejsce, które lata świetności miało już za sobą. W internecie znajdziecie informacje o kładce i hotelu z restauracją, napomknę, że byliśmy w Valaste w szczycie sezonu wakacyjnego czyli na początku sierpnia i w hotelu byliśmy sami, a wokół nie było żywej duszy. Warto też nadmienić, że kładka widokowa od 2010 nie jest czynna.
Sam wodospad to 30 m ciek wodny spektakularnie opadający na tle klifów, które formowały sie 400 000 000 lat.
Zdecydowanie Klint Bałtycki jest w tym miejscu najciekawszą atrakcją i to on następnego dnia sprawi, że przeżyjemy jedną z ciekawszych wycieczek rowerowych w tym kraju. Przed opuszczeniem Zatoki Fińskiej na dobre postanowiliśmy zaraz po śniadaniu zrobić sobie jeszcze wycieczkę. Takie spontaniczne decyzje lubię najbardziej, gdyż pozbawiona oczekiwań zobaczyłam jedne z najpiękniejszych miejsc na wybrzeżu Estonii.
Przez 3h jechaliśmy praktycznie nie uczęszczaną drogą asfaltową będąc kilka metrów od ponad 30 m klifów z widokiem na zatokę.
W drogę powrotną ruszyliśmy robiąc sobie dwa przystanki. Pierwszy nad jeziorem Peipus, największym w Estonii i piątym co do wielkości w Europie( jest tak duże, ze nie widać drugiego brzegu).
Drugą przerwę zrobiliśmy w Tartu gdzie można oglądnąć ciekawe ruiny Katedry św. Piotra i Pawła.
Naszą wycieczkę kończyliśmy w Cesis (Kieś), którą opisałam w poście o Łotwie. Z Łotwy udaliśmy się już prosto do domu, robiąc postój na obiad w Kownie. W ten sposób zakończyła się nasza przygoda z Krajami bałtyckimi. Czy tam wrócimy? chyba nie, na świecie jest tyle miejsc, że nie warto wracać, ale jest kilka rzeczy takich jak długi spływ Gaują, nocleg na Mierzei Kurońskiej czy powtórne zobaczenie Rygi i Tallina, tylko tym razem od strony morza, które jeszcze chciałabym zrobić.